Przemilczany strajk

 

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, w Polsce został wprowadzony stan wojenny. Użyto do tego celu wojska, które obsadziło wszystkie kluczowe punkty i budynki miast.

       Generał Wojciech Jaruzelski w przemówieniu radiowo-telewizyjnym poinformował Polaków o przejęciu władzy w kraju, przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON).
 

W nocy z 13 na 14 grudnia, Kazimierz Górny i Konrad Hajduczek – członkowie Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” - przybyli na kopalnię „Anna”, by zainicjować strajk, sprzeciwiający się wprowadzeniu w Polsce narzuconego stanu wojennego. Górników, którzy mieli rozpocząć pracę o północy namawiali, by nie zjeżdżali na dół, i podawali tą wiadomość dalej. To samo uczynili z pracownikami, rozpoczynającymi regularną szychtę od godziny 6-stej rano.

W poniedziałek 14 grudnia załoga kopalni „Anna” nie podjęła regularnej pracy.

Wprawdzie część górników zjechała na dół, ale widząc, że jest ich mało, wyjechali na powierzchnię. Przeważająca liczba załogi, tak dołowej jak i powierzchni, zgromadziła się w łaźni łańcuszkowej, by wspólnie przedyskutować zaistniały stan w kraju, ale głównie na pszowskiej kopalni. Zapiski z późniejszych przesłuchań strajkujących, sugerują że do zgromadzonych przemawiało ponad 20 różnych osób, ale nie ujawniają ich nazwisk. Jedno jednak jest bezsprzecznie pewne: w tym momencie, załoga kopalni „Anna“ rozpoczęła strajk protestacyjny, początkowo żądając uwolnienia internowanego wiceprzewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarność” na kopalni „Anna” - Alfreda Brzezinki, a nieco później uwolnienia wszystkich internowanych w Polsce działaczy NSZZ „Solidarność”, zniesienia Dekretu R.P. o wprowadzeniu stanu wojennego i wystąpienia telewizyjnego Lecha Wałęsy.

Z tajnych akt operacji Służby Bezpieczeństwa pod kryptonimem „Hanka”, dowiadujemy się, że 14 grudnia st. inspektor por. Tadeusz Trznadel przeprowadził rozmowę z dyrektorem kopalni, Leonardem Kempnym, który zakomunikował, że inicjatorami zawiązania strajku są Kazimierz Górny i Konrad Hajduczek, a wspierają ich Franciszek Koźmicki oraz Marian Dzierżawa i Eugeniusz Hajduczek. Dodał, że ok. godz, 7.00 zgłosił się do niego Józef Hojka, przewodniczący KZ „Solidarność” na KWK „Anna”, którego odesłał na zaległy urlop wypoczynkowy do dnia 20.01.1982 r. Pozostali członkowie Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”, Stefania Menżyk, Paweł Nowak i Helmut Berger zostali także wezwani do gabinetu dyrektora Kempnego, których odesłał na zaległy urlop i polecił natychmiastowe opuszczenie zakładu.

Dyrektor Kempny jedynie udzielił zgody, na prośbę Hojki, udania się do strajkujących, by nakłonić ich do przerwania akcji protestacyjnej. Kontakt służbowy „S.J.” doniósł, że rzeczywiście Hojka apelował do załogi o przerwanie protestu, który nie ma sensu, ale został nazwany „kabociorzem”, po czym się rozpłakał i po 10 minutach udał się do domu. W tym samym dniu dyrektor Leonard Kempny, udzielił urlopu Górnemu i Hajduczkowi z poleceniem natychmiastowego opuszczenia terenu kopalni. Obaj nie podporządkowali się temu przykazaniu, za co zostali zwolnieni z pracy w trybie dyscyplinarnym. W tym czasie korzystano z nagłośnienia, który udostępnił kierownik Działu Łączności – Mieczysław Korwin. Mało kto zauważył, że jeszcze tego samego dnia został on za to dyscyplinarnie zwolniony z pracy i wyprowadzony poza teren kopalni, przez Straż Przemysłową.

Większość załogi nie powróciła do domów, przesypiając noc z 14 na 15 grudnia na terenie kopalni. Do strajków protestacyjnych przystąpiło także wiele innych kopalń, w tym Rybnickiego Okręgu Węglowego.

15 XII 1981 oddziały ZOMO, MO i wojska, otrzymały rozkaz stłumienia strajków. W tym dniu ok. godz. 9.00, do strajkujących górników w Pszowie dotarła wiadomość o pacyfikacji KWK „Jastrzębie”. W tym momencie protestująca załoga skupiona w łaźni, podzieliła się na 2 obozy, jedni proponowali, że na ewentualność pacyfikowania „Anny”, będą bronić kopalni na powierzchni, drudzy chcieli natychmiast zjeżdżać pod ziemię. Jako, że komisarz wojskowy na „Annie”, major Łukasik, nic nie wiedział na temat pacyfikacji jastrzębskiej kopalni, zdecydowano, by wraz z nim sytuację na miejscu rozeznali Franciszek Koźmicki i Eugeniusz Porwolik. Po ich powrocie z Jastrzębia, zostało uzgodnione, że to Koźmicki ma przekazać informację o wydarzeniach na tamtejszej kopalni, by „oszczędzić” wojskowego komisarza. Kiedy Koźmicki przedstawił, w jak brutalny sposób został stłumiony strajk w Jastrzębiu, używając przy tym nawet określenia, że tam wszystko jest rozpieprzone, górnicy skomasowani w łaźni, po żywiołowej dyskusji, zdecydowali by zjechać na dół i tam prowadzić dalszą akcję protestacyjną. Załoga powierzchni została zobligowana do udania się do domów.

Od drugiej zmiany, we wtorek 15 grudnia, rozpoczął się strajk okupacyjny na dole pszowskiej kopalni.

W grudniu 1981 roku załoga kopalni liczyła 6140 osób. 15 grudnia na dół zjechało 2500 górników, z czego 600 podjęło pracę. W środę 16 grudnia w strajku brało udział 1700 osób, a 350 pracowało. Dyrektor KWK „Anna”, Leonard Kempny ogłosił ultimatum, że kto wyjedzie najpóźniej w sobotę 19 grudnia do godziny 6-stej rano, nie zostanie zwolniony z pracy. Po rozpoczęciu strajku, Komendant Jednostki ORMO na KWK „Anna” – Rybus, zorganizował w siedzibie NOT-u, spotkanie rodzin, głównie matek i żon strajkujących, umożliwiając im telefoniczny kontakt z najbliższymi. Rybus rozpoczął spotkanie od jazgotliwego bluzgania oszczerstwami i niesmacznymi inwektywami pod adresem strajkujących. Zebrane kobiety usłyszały takie łgarstwa, jak to, że domniemani przywódcy strajku - Konrad Hajduczek i Kazimierz Górny - blokują szyby wyjazdowe, terroryzują górników, nie pozwalają kontaktować się telefonicznie z rodziną, a nawet... przykuwają co niektórych do wózków z urobkiem! Na sali zawrzało i wtedy odezwała się dobitnie żona Kazika, Maria Górny: - Znacie wszyscy Kazika! To człowiek, który by przysłowiowej muchy nie skrzywdził! Jeżeli to, co przed chwilą zostało obelżywie zainsynuowane, jest prawdą, to możecie mnie wszyscy zaraz opluć!

Salkę NOT-u w tym momencie opanowała grobowa cisza, a roztrzęsioną do ostatniej struny nerwowej Marią Górny, zajęła się Jaśmina Michalska-Sławiec, która zaprowadziła ją do swego biura i dołożyła wszelkich starań, by wzburzoną do kresu sił, doprowadzić do emocjonalnej równowagi .

Maria Górny, przywołując wspomnienie z pierwszej telefonicznej rozmowy z mężem, kiedy rozpoczęto strajk okupacyjny na dole kopalni, powiedziała, że jak wtedy spytała Kazika co ma dalej zrobić, to odpowiedział z opanowaniem: - Idź do kościoła i porzykej za nas...

Do strajku protestacyjnego nie przyłączyła się ani jedna osoba pracująca w administracji, a także nikt z zatrudnionych w dozorze kopalni. W tym czasie Marian Gutmajer, został poddany przez funkcjonariusza SB, rozmowie profilaktyczno-ostrzegawczej dotyczącej jego udziału w akcji protestacyjnej.

Strajk próbowano stłamsić głodem...

16 grudnia ustalono, na podstawie doniesień szpiegów SB, że Rudolf Szymiczek zorganizował potajemnie dostarczanie strajkującym, gorącej zupy w termosach. Jeszcze tego samego dnia został on zatrzymany przez KMMO w Wodzisławiu Śl. Niechlubną kartkę istorii pszowskiej kopalni, pozostawił po sobie w tym czasie główny mechanik na kopalni, Józef Drewniany, który kiedy się zorientował, że żywność jest zwożona na dół wózkami z materiałami, zakazał podwładnym tej pomocnej działalności. Wsparcie z powierzchni działało jednak nadal. Roman Szymbera organizował jedzenie, zwoził na dół kawę, a górnicy, którzy nie podjęli strajku, do roboty brali podwójne „dubliki”, by podzielić się z komplami, którzy protestowali w ich imieniu.

W środę 16-tego, Jan Plewa udał się do strajkujących i ponownie odczytał oświadczenie dyrektora, ale ludzie zaczęli krzyczeć i w końcu dla rozładowania napięcia odśpiewano Hymn Polski i pieśń patriotyczną „Boże coś Polskę”.

Konrad Hajduczek otrzymał wiadomość, że chce z nim rozmawiać dyrektor Kempny, ale jemu chodziło tylko o otrzymanie informacji, ilu strajkujących pracowników jest na dole i polecenie mu, zabrania protestującym papierosów i zapałek, które w popłochu pozabierano ze sobą. Listy pracowników nie było możliwe zestawić, bowiem górnicy często przemieszczali się z miejsca na miejsce. Jednakże wraz z Górnym, obaj zastosowali się do polecenia dyrektora i odebrali papierosy i zapałki, próbując jednocześnie spisać ile osób pozostało na dole. Zebrane papierosy odebrał Jan Biesek i przekazał dyrektorowi.

W tym samym dniu w godzinach rannych zjechał do strajkujących, główny inżynier ds. wentylacji Jerzy Lippa, który poinformował o stanie wentylacji, gdyż wśród załogi rozsiewano pogłoskę, że w czasie ewentualnej akcji ZOMO, może być zastosowany gaz do zatrucia protestujących. Inna fama przynoszona z kręgów wrogo nastawionych do strajku głosiła, że górnicy zostaną na dole kopalni żywcem zalani! Górnicy w tym czasie sami zarządzili utworzenie dwuosobowych wart, które miały pilnować i ostrzegać przed przypuszczalną akcją sił porządkowych.

Kazimierz Górny: - W czasie zbierania papierosów tłumaczyłem, że kto zjechał przypadkowo – niekórzy byli bez hełmów i ubrań roboczych – to powinien wyjechać, jednakże, głównie młodzi, nie chcieli usłuchać. Była tam też spora grupa takich, którzy przesiadywali z nami 8 godzin, wyjeżdżali na powierzchnię, szli do domu zjeść i się wyspać, a następnego dnia znowu zjeżdżali „strajkować”. To oni przynosili ze sobą przeróżne wiadomości, te prawdziwe i te zełgane. Tam na dole ludzie załamywali się psychicznie, dostawali halucynacji, był nawet wypadek zaatakowania nas przez jednego górnika gaśnicą przeciwpożarową, gdyż uroił sobie, że na dole jest już ZOMO. Niepoślednią rolę w strajku spełniał Józef Jońca, który jak tylko mógł, uspakajał, podtrzymywał na duchu strajkujących, futrowoł anegdotkami z historii własnej rodziny, a każdego dnia rano i wieczorem odmawiał z nimi różaniec i intonował pieśni religijne.

Przez cały okres strajku, z dnia na dzień, zmniejszała się liczba protestujących. Mężczyźni wyjeżdżali z własnej woli, albo po telefonach rodziny, którzy w obawie o ich życie, wymyślali przeróżne podstępy albo preteksty, typu ciężko chora matka, umierający dziadek, czy np. informowanie młodych górników o nagłym, rzekomym otrzymaniu powołania do wojska.

Na dół zjechał, nie wiadomo jakim sposobem, Józef Hojka i zaczął przekonywać, że jak strajkujący zostaną długo po ziemią, to oślepną, jednocześnie namawiając ich do szybkiego wyjazdu. Został jednak wyzwany od zdrajców i kabociorzy i szybko się wycofał. Pozostał wprawdzie pomiędzy strajkującymi, do samego końca, ale był izolowany, bowiem podejrzewano, że został on specjalnie nasłany, by złamać wolę walki wśród protestujących.

W piątek 18-tego grudnia, na wyjazd zdecydowała się niemała liczba protestujących – przyjmował ich Jan Plewa i wydawał przepustki.

W dniu 19 grudnia (sobota) o godz. 6.00 uczestniczyło w strajku 448 osób, okupując przekop rydułtowski w rejonie oddziałów wydobywczych II, IV i VII. Dyrektor Leonard Kempny ponownie zażądał zakończenia akcji protestacyjnej, inaczej wszyscy jej uczestnicy zostaną zwolnieni dyscyplinarnie z kopalni. Po wyjeździe nocnej zmiany, na dole kopalni pozostało 162 górników, 3-ech pracowników powierzchni i 2 zatrudnionych w PRG Rybnik.

Rano w niedzielę, 20 grudnia znikł Konrad Hajduczek. Poszukiwania nie dały rezultatu. Później okazało się, że z kilkoma innymi górnikami, bez powiadomienia innych, wyjechali na powierzchnię. Sam Hajduczek po jakimś czasie, tłumaczył, że „się źle czuł i miał gorączkę”.

W południe protestujący opuścili poziom 700 m i udali się na poziom 500 m i cofali się w kierunku szybu peryferyjnego Zawada, gdzie mogliby wyjść przedziałem drabinowym. Dyrektor Leonard Kempny nakazał obserwację grupy i dokładne odliczanie opuszczających kopalnię.

W ten sam dzień, 20 grudnia pozostało na dole 99 osób. Wtedy zgłosił się do nich Eugeniusz Porwolik i zaproponował im wyjazd na powierzchnię. Zaczęto gromko krzyczeć, że nie zgadzają się na to, bo tam czeka na nich milicja, by ich aresztować. Wówczas Górny zasugerował, że może wyjechać, by porozmawiać z dyrektorem i rozeznać się w sytuacji. Ostatecznie zgodzono się, że Górny oraz Marian Dzierżawa i Marek Orlikowski udadzą się do dyrekcji i przekażą tam warunki na jakich ma się odbyć wyjazd strajkujących. Dyrektor Leonard Kempny, kategorycznie odrzucił przedstawione warunki, ale obecny przy rozmowie major Łukasik, zapewnił, że nikomu nic się nie stanie. Kiedy trójka negocjatorów zjechała ponownie na dół i przedstawiła wyniki rozmów, zarządzono głosownie, w wyniku którego, większość zdecydowała się na zakończenie strajku. Około godziny 17.00 wszyscy byli już na powierzchni.

Po wyjeździe, najpierw udali się do cechowni, gdzie odmówili modlitwę pod obrazem Świętej Barbary, a potem poszli do kościoła, gdzie przyjął ich ks. proboszcz Stanisław Holona. Wspólnie odmówili modlitwę, a proboszcz rozdał im obrazki z Najświętszą Maryją Panną. Kazik Górny poprosił obecnych o podpisy na rewersie swego obrazka. Dzisiaj te autografy, to rewelacyjny dokument, wyraźnie zaświadczający, kto wywalczył nam dzisiejszy, lepszy byt...

Później wszyscy udali się do domów. Nie na długo. W poniedziałek wczesnym rankiem, wielu z nich milicja wyciągnęła z łóżek i przewiozła na komendę powiatową do Wodzisławia Śl – Jedłownika. Przesłuchania trwały trzy dni. Dochodzenie objęło, naturalnie, także Kazimierza Górnego i Konrada Hajduczka. Obaj zostali oskarżeni o to, że działając wspólnie, na terenie KWK „Anna” , która została zmilitaryzowana dekretem z dnia 12.12.1981 r., nie odstąpili od działalności NSZZ „Solidarność”, a następnie kierowali akcją strajkową w tej kopalni.

Udostęnione przez Instytut Pamięci Narodowej akty, eksponują niektóre nazwiska bohaterów grudnia 1981 r. Oto lista przesłuchiwanych po zakończeniu strajku na dole kopalnia „Anna”:

Tadeusz Budny, Janusz Lazar, Roman Lazar, Jan Grzegorzek, Waldemar Tetkowski, Erwin Salenga, Eugeniusz Strof, Czesław Polok, Eugeniusz Jendrysik, Roman Rolnik, Piotr Jendrys, Zygmunt Gajda, Antoni Filipiak, Józef Jęczmionka, Józef Jońca, Grzegorz Godoj, Marian Dzierżawa, Jan Jambor, Roman Sobol, Adam Budek, Henryk Sokół, Czesław Myśliwiec, Piotr Skirliński, Antoni Sklarz, Jerzy Śnieżek, Tadeusz Pańko, Zbigniew Wieczorek, Wiesław Batko, Jan Achtelik, Janusz Miczek, Stanisław Krakowczyk,

W tym krótkim czasie dyrektor Leonard Kempny, hojną ręką rozdawał dyscyplinarne zwolnienia. W sumie, na zarządzanej przez niego kopalni, otrzymało je w przeciągu tylko jednego tygodnia aż 138 pracowników.

Kazimierz Górny: - Chciałbym zauważyć, że pan Bogusław Kołodziej, który w swej albumowej publikacji pt. „Kopalnia Anna, na dawnej i współczesnej fotografii – 1832-2004” , szeroko opisuje dzieje i wydarzenia na pszowskiej kopalni, popełnił niewybaczalny błąd, całkowicie pomijając fakt strajku z grudnia 1981 roku, w wyniku którego wielu pracowników straciło pracę, musiało wyjechać do swych stron rodzinnych, albo za granicę, nie otrzymawszy zadośćuczynienia za swą postawę w walce przeciwko rządom komunistów, w walce o wolność. A przecież, przy spontanicznym z nim spotkaniu, opowiedzieliśmy mu wraz żoną, szczegółowo o przebiegu strajku i przeżywanych po jego upadku koszmarnych następstwach.

Niezrozumiała jest pszowska zmowa milczenia, dotycząca strajku z grudnia 1981 roku, która sprawia wrażenie, że zatajenie tego faktu, to ogólnopszowski priorytet. Czy rzeczywiście my pszowiki, wstydzimy się, by informacje o tym strajku obwieszczały wszem i wobec, że byli u nas ludzie, którzy heroicznie walczyli z systemem komunistycznym?

Strajkujący w grudniu 1981 roku, którzy za ten czyn byli represjonowani, mają uprawnienie do ubiegania się, o otrzymanie odznaki honorowej „Za zasługi dla Niepodległości”, która upoważnia do pobierania dodatku emerytalnego.

 

Sie haben einen Adblocker installiert. Diese Web App kann nur mit einem deaktivierten Adblocker korrekt angezeigt und konfiguriert werden.
Druckversion | Sitemap
© Marian Eugen Hickel